Lubię poniedziałki
W Leżajsku przynajmniej w lipcu nie ma co narzekać na poniedziałki. Nawet po całodniowym paśmie niepowodzeń zawsze zostaje na osłodę wieczorny poniedziałkowy koncert. Wczorajszy szczególnie zasługiwał na miano uczty duchowej. Przede wszystkim za sprawą fletni Pana Dumitru Harea’y. Wydaje się, że jej – jakby nie z tego świata – terapeutyczna moc udzieliła się nawet dzieciom, z natury nieskorym do poddawania się zbiorowej hipnozie. Dumitru okazał się nie tylko demiurgicznym muzykiem, ale też oratorem, nie gorzej władającym polszczyzną od jej naturalnych użytkowników. Uwodzicielski polski skrzypek, kompozytor i aranżer Artur Banaszkiewicz, który nieoczekiwanie wyzwał Dumitru na swoisty muzyczny pojedynek, musiał mieć się z pyszna, gdy rodowity Mołdawianin nie tylko przyjął to z mimiczną ironią, ale był w stanie wyrazić ją kunsztowną lingua polonica. A pojedynek, jakżeby inaczej, skończył się remisem…ze wskazaniem na Anastazję Kovbyk – kompletną pod każdym względem organistkę.